Fundacja im. Jacka Kaczmarskiego

Festiwal Piosenki Poetyckiej Nadzieja



Piotr Załuski
„Jego pieśni to inna postać wiersza”

Dla każdego, kto cokolwiek pamięta z Norwida, jasne jest przesłanie prologu w wierszu Fortepian Szopena:

Byłem u Ciebie w te dni przedostatnie
Nie docieczonego wątku –
Pełne, jak Mit,
Blade, jak świt…
– Gdy życia koniec szepce do początku:
Nie stargam Cię ja – nie! – Ja, uwydatnię…

Piotr Załuski Zdarzyło mi się być u Jacka w te dni przedostatnie, a dzisiaj, ponad trzy lata od jego śmierci, z najgłębszym przekonaniem mogę powiedzieć, że prawda norwidowskiego wiersza realizuje się na naszych oczach, że twórczość Jacka coraz bardziej jest „uwydatniana” przez ów „życia koniec”<

Ostatni tom wierszy Tunel ukazał się już po śmierci Jacka. Moim zdaniem jest to jeden z najciekawszych przekazów poetyckich ostatnich lat, z wszystkimi cechami dojrzałej wirtuozerii w zakresie formy i ładunku intelektualnego, gdzie w migotliwej przestrzeni z ledwie zarysowanym ironią kresem swego przeznaczenia poeta daje czytelnikowi do ręki magiczne szkiełko, przez które widać to, czego nie dostrzegamy lub nie potrafimy dostrzec w dniu naszym powszednim i świątecznym, w  historii, w sztuce, w igraszkach miłosnych, w znaczeniu słów, w malarskich barwach, w dramatach człowieczego bytowania, w bezsile i sile zarazem. Ten ostatni, na razie końcowy tom, uwydatnia piękno wszystkich dotychczasowych dokonań poetyckich i utrwala je. Na naszych oczach i w naszej wyobraźni staje się akuszerem nowych treści… i to cieszy, zdumiewa, zachwyca.

Ale zbiór wierszy uwydatnia także ton smutku, żalu, że Jacek – trapiony rakowym niedomaganiem swojej rozśpiewanej w innym czasie krtani – mógłby, gdyby dane mu było żyć jeszcze, w większym stopniu eksplorować pokłady słowa, metafor, refleksji, aforystycznych point kosztem ich funkcjonalnej meliczności, czyli przeznaczenia do śpiewu we własnym wykonaniu. Mógłby – choć to brzmi może nietaktownie i bezczelnie, za co Go przepraszam – bardziej niż do tej pory pisać… Musiałby odpiąć swojej gitarze struny. Trudne do wyobrażenia, prawda?

W przypadku znakomitych artystów, a Jacek był i jest świetnym artystą, owo gdybanie ma swój sens, w przeciwieństwie do innych sytuacji, kiedy najczęściej nie ma tego sensu.

Podnieta wyobraźni spowodowana lekturą wierszy choćby z tomu Tunel i owym gdybaniem – wyolbrzymia nam postać Poety ponad jego wolę zapisaną w kunsztownych słowach, bo tego usilnie i podświadomie pragniemy; pragniemy bowiem zawsze obcować z niekłamaną wielkością. Owa podnieta i pragnienie kontaktu to rzecz jak najbardziej naturalna, zwłaszcza że wypływa z wartości nieprzemijających. Nie jest to więc zjawisko li tylko wirtualne, jest to zjawisko z pogranicza egzystencji i ducha, gdzie słowo staje się niemal fizycznym fragmentem naszej osobowości.

Są jakimś dowodem tego stanu rzeczy zjawiska – powiedzielibyśmy – zarówno pospolite, jak i niezwyczajne. Oto słuchają i śpiewają Jacka kolejne pokolenia, anonimowi nastolatkowie i anonimowi dorośli, próbują się z Jego twórczością utożsamiać, mierzyć i zaprzyjaźniać zespoły, których poetyka jest zdecydowanie odmienna od tonu Kaczmarskiego: po reggae'owym Habakuku – śpiewa Kaczmarskiego zespół „Strachy na Lachy”, nie mówiąc o setkach uczestników corocznego kołobrzeskiego festiwalu Jego imienia. O czym to świadczy? Tylko o jednym: o wielkiej, niepospolitej sile twórczości Jacka, o magnetyzmie wartości, którą w swoich słowach i muzyce – w ich dostrzeganych i przeczuwanych głębiach – poeta-pieśniarz zasiał, o pięknie estetycznym i mądrości przekazu, o błyskotliwej i przewrotnej fantazji literackiej zamkniętej w atrakcyjnej melodii.

Mimo wspaniałego istnienia w postaci barda Jacek Kaczmarski jest dla mnie – może to dyskusyjne – przede wszystkim literaturą. Jego pieśni to inna postać wiersza. Melodia pełni funkcję – Jacku, wybacz mi! – mnemotechniczną. Pozwala utrwalić w pamięci słuchacza mądrość poetyckiego słowa.

Norwid pisał o geniuszu Szopena. Ale jakże współcześnie brzmią jego słowa, kiedy stanowią tło dla portretu Jacka Kaczmarskiego, śpiewającego poety i prozaika. Monachium 1984

fot. z archiwum Bogdana Żurka

Dom Spotkań, Monachium 1984. Od lewej: Piotr Załuski, Bogdan Żurek, Jacek Kaczmarski

Myślę, że właściwym podkreśleniem istoty rzeczy nie tylko muzycznej czy literackiej, ale ogólnie ujmując – artystycznej, jest Norwidowska siódma strofa cytowanego na początku wiersza Fortepian Szopena:

O Ty! Co jesteś Miłości – profilem,
Któremu na imię Dopełnienie;
Te – co w sztuce mianują Stylem,
Iż przenika pieśń, kształci kamienie…
O! Ty – co się w Dziejach zowiesz Erą,
Gdzie zaś ani historii zenit jest,
Zwiesz się razem: Duchem i Literą,
I „Consummatum est”…
O! Ty – Doskonałe – wypełnienie,
Jakikolwiek jest Twój, i gdzie? Znak…
Czy w Fidiaszu? Dawidzie? Czy w Szopenie?
Czy w Eschylesowej scenie?…
Zawsze – zemści się na tobie: BRAK!
– Piętnem globu tego – niedostatek:
Dopełnienie? Go boli!…
On – rozpoczynać woli
I woli wyrzucać wciąż przed się – zadatek!
– Kłos?… gdy dojrzał jak złoty kometa,
Ledwo że go wiew ruszy,
Deszcz pszenicznych ziarn prószy,
Sama go doskonałość rozmieta…

Można powiedzieć, że Jacek Kaczmarski dał nam przeobfite zadatki, mnóstwo „ziarn prószył”, które „doskonałość rozmietała”. I stało się to w naszej obecności. I dzieje się nieustannie. My to mamy szczęście!

© Fundacja JK 2007