Fundacja im. Jacka Kaczmarskiego

Festiwal Piosenki Poetyckiej Nadzieja



Krzysztof Gajda
Jacek Kaczmarski — między pokoleniami

Krzysztof Gajda

fot. P. Lipski

Gdyby zapytać przeciętnego Polaka, jakie utwory kojarzą mu się z czasami schyłkowego peerelu, ze stanem wojennym, latami osiemdziesiątymi, pewnie w ścisłej czołówce takiego rankingu poczesne miejsce zajęłyby „hity” Jacka Kaczmarskiego: Mury, Zbroja, Obława, Nasza klasa. Przynajmniej tak to działa w drugą stronę. Piotr Bratkowski w 1990 roku napisał w Tygodniku Powszechnym: „Gdyby ktoś zapytał, z czym najbardziej kojarzy mi się twórczość Jacka Kaczmarskiego, odpowiedziałbym bez większego wahania: z zimą stanu wojennego. Nie byłaby to, jak sądzę, odpowiedź oryginalna: takiej samej udzieliłoby wielu ludzi, zwłaszcza z mojej (czyli zarazem – samego Kaczmarskiego) generacji”.

Kaczmarski został głosem pokolenia stanu wojennego, jego piosenki odczytywane były jako komentarze do rzeczywistości i tak przetrwały w zbiorowej pamięci. To Mury stały się nieformalnym hymnem „Solidarności”, mimo że stanowiły jedynie polską wersję pieśni Katalończyka Lluìsa Llacha. Za usankcjonowanie takiego stanu rzeczy należy uznać wybranie tej właśnie pieśni do patetycznego wykonania przez J. M. Jarre'a w Stoczni Gdańskiej z okazji 25. rocznicy Sierpnia '80.

Jedną z przyczyn wyjątkowej pozycji Kaczmarskiego jest ogromna spuścizna, jaką pozostawił po sobie pieśniarz. Około pięciuset piosenek to materiał imponujący jak na autora, który zmarł w wieku 47 lat. Ale też pierwsze ocalone dla potomności utwory napisał mając lat niespełna piętnaście. Słynna Obława jest dziełem zaledwie 17-letniego artysty. Znakomita większość piosenek powstałych we wczesnym okresie twórczości (druga połowa lat siedemdziesiątych) to dzieła dojrzałe, nie odbiegające poziomem od tych z lat późniejszych. Autor Źródła wkroczył na scenę w wieku 19 lat już jako twórca w pełni ukształtowany i świadomy swej poetyki.

Większość z utworów, napisanych w ciągu 30 lat trwania kariery artystycznej Jacka Kaczmarskiego, to odrębne dzieła w swym gatunku, poetycko-muzyczne mikroświaty. Oglądane jako całość, tworzą spójny opis świata, tak jak widział go i rozumiał Poeta. Ironia i patos, sentymentalizm i tragizm, komizm i liryzm przenikają się wzajemnie z różnym natężeniem. Precyzja i drobiazgowość, z jaką ukazał najrozmaitsze przejawy życia Kaczmarski, winny budzić respekt u wielu poetów, którym miano to przysługuje za sam fakt, że publikują swe wiersze na papierze.

Główny walor tych piosenek polega jednak na zróżnicowaniu poziomów przekazu. Mogą one być atrakcyjne dla słuchaczy, którzy z różnych powodów nie mają ochoty, nie mogą, nie potrafią oddawać się pogłębionej refleksji, lecz traktują tę twórczość jako ciekawe i mądre opowieści o ludzkim życiu, o życiu narodów i cywilizacji, o miłości i śmierci, przyjaźni i nienawiści. Warunkiem jest chęć zatrzymania się na chwilę w biegu i wsłuchania w to, co Poeta ma nam do powiedzenia o sobie, o świecie i o nas samych. Przed obliczem Poezji wszyscy stają równi – każdy może zabrać coś dla siebie, tyle ile zdoła udźwignąć jego rozum, dusza, serce.

Piosenki Kaczmarskiego to także znakomite kompozycje autorstwa samego poety bądź kolegów z zespołu, w którym tworzył i występował do jesieni 1981 roku i przez pierwsze lata po roku 1989: Przemysława Gintrowskiego lub Zbigniewa Łapińskiego. Nowoczesne i dynamiczne kiedy trzeba, liryczne i nastrojowe, gdy wymaga tego przekaz. Oparte na klasycznej harmonii dźwięki pomagają nieść słowo i stają się jego nieodłącznym partnerem. Zazwyczaj nie są to łatwe melodie, które znamy z komercyjnego radia i telewizji. Mają jednak magiczną moc przyciągania, która urzeka dziś niejednego młodego miłośnika innych gatunków muzycznych – od muzyki poważnej aż po najcięższe odmiany rocka.

Patron „Nadziei” zadebiutował na profesjonalnej scenie w 1976 roku, a więc w momencie, gdy kultura niezależna zyskiwała wymiar instytucjonalny. Pierwszym publicznym występem był udział w eliminacjach Studenckiego Festiwalu Piosenki. W duecie z Piotrem Gierakiem Kaczmarski zdobył jedną z głównych nagród w roku 1977. Rok później zdobywa już samodzielnie Grand Prix. Pieśniarz, do momentu wyjazdu z kraju w 1981 roku, funkcjonował na pograniczu dwóch światów: oficjalnego i nieoficjalnego. Korzystał z możliwości, jakie stwarzała scena studencka (finansowana przecież z państwowych środków), jednocześnie zdobywając coraz większą popularność w kręgach opozycyjnych jako twórca politycznych songów.

Piosenki Jacka Kaczmarskiego od samego początku nie były jedynie orężem w walce z władzą PRL. Można je traktować raczej jako spór z propagowanym oficjalnie modelem kultury. Kultury masowej, stanowiącej wygodną dla władz namiastkę prawdziwej sztuki. Telewizja, która w latach sześćdziesiątych trafiła pod strzechy, a w następnej dekadzie stała się sprawnym narzędziem propagandowym, miała wyeliminować kulturę bogatej tradycji. Historyk Ryszard Terlecki komentuje: „Większość społeczeństwa zdecydowanie odwróciła się od przeszłości. Pojawiła się zaszczepiona pogarda dla tego, co było pamiątką po minionych pokoleniach, co należało do historii narodu. Ludzie bez żadnej refleksji, bez żadnego żalu rozstali się z dorobkiem pokoleń”.

Jacek Kaczmarski – erudyta, zanurzony w klasycznym modelu kultury – odwołał się do tradycji i historii, by opisać zjawiska znane mu z otaczającej rzeczywistości. Piosenki takie jak Rejtan, czyli raport ambasadora, Lekcja historii klasycznej, Wigilia na Syberii, Autoportret Witkacego, Sen Katarzyny II, Pompeje, Krajobraz po uczcie i dziesiątki, setki innych, odbierane były jako śpiewane eseje lub felietony na aktualne tematy. Dziś ciągle jeszcze czytelny jest ów polityczny kod, którym rozszyfrowywano aluzje zawarte w tych piosenkach. Szczególnie przywiązani do takiego odczytywania sensów wydają się odbiorcy, którzy wówczas na bieżąco chłonęli tę twórczość przez polityczny filtr. Obniżają tym samym jej wartość do jednopoziomowego wymiaru, sami nie zadając sobie trudu, by w sobie przełamać stereotypy i utrwalone schematy myślowe.

Ten szyfr polityczny staje się jednak z czasem coraz mniej istotny, a za kilka pokoleń nie będzie miał żadnego znaczenia. Pozostanie przekaz społeczny, egzystencjalny, historyczny – czyli to, co prawdziwe, ponadczasowe. W dobie triumfu kultury masowej, odwołania do tradycyjnych wzorców kulturowych mogą, i powinny stanowić impuls, szczególnie dla młodych słuchaczy – by docierać do sensów ukrytych między historycznymi, literackimi, malarskimi aluzjami.

Piosenki Kaczmarskiego nie mają dziś tylu wyznawców, co ćwierć wieku temu. Jest ich jednak wcale niemało, i to wśród coraz młodszych roczników. Zmienił się sposób odbioru tej twórczości. Jak napisał jeden z uczestników internetowej listy dyskusyjnej o Jacku Kaczmarskim „filtr egzystencjalny jest bardziej uniwersalny niż filtr polityczny”. Jeśli słuchać (czytać?) tych piosenek właśnie z użyciem takiego egzystencjalnego filtra, okazuje się, że Kaczmarski od samego początku drogi twórczej mówił przede wszystkim o dylematach jednostki. Zaoferował mówienie o Historii, która nie jest tylko zbiorem dat z podręcznika, ale przede wszystkim sumą doświadczeń jednostek. Autor Sarmatii posiadł dar literackiej empatii: potrafił wcielać się w rozmaite postacie, odkrywać ich myśli, widzieć świat ich oczami. Pojedynczy człowiek osadzony w konkretnej rzeczywistości zmaga się ze światem i z samym sobą, z wyzwaniami, jakie stawia przed nim Historia. Czy są to postacie biblijne (Hiob, Jakub, Chrystus, Syn Marnotrawny, Barabasz), czy historyczne (Piotr Wysocki, Rejtan, Casanova, Stańczyk), czy bohaterowie znani z literatury (Sowizdrzał, Pan Wołodyjowski), czy anonimowi świadkowie historii (Opowieść pewnego emigranta, Dylemat, Krowa) zawsze mamy do czynienia z żywym człowiekiem. Żywym, bo wykreowanym przez znakomity, autentyczny język oraz emocje, które urzekają swym autentyzmem.

Piosenka, jako twórczość gatunkowo przyporządkowana do sfery rozrywki, nie najlepiej znosi duże natężenie sensów oraz zawiłości poetyckiego języka. A jednak trudna do uchwycenia magia, talent i siła artystycznej osobowości sprawiły, że Jacek Kaczmarski stał się jednym z najważniejszych twórców kultury niezależnej czasów PRL. Przyszłość pokaże, czy zostanie także doceniony jako artysta uniwersalny, poeta egzystencji, czy zawężające jego dorobek etykiety „barda Solidarności”, „głosu pokolenia stanu wojennego” będą jedynymi rozpoznawalnymi społecznie sygnałami, kojarzonymi z jego nazwiskiem.

Mury, Obława, Zbroja i kilka innych piosenek, pozwolą zachować nazwisko Kaczmarskiego w społecznej pamięci. Nie mam złudzeń – za kilkanaście, kilkadziesiąt lat Jacek Kaczmarski będzie dla przeciętnego Polaka autorem jednego, dwóch, może pięciu tekstów, które ów pozna z podręcznika języka polskiego czy historii. I to jest dużo! To jest miejsce, które zdobył autor Muzeum, zapisując się na stałe w kulturze PRL. Kaczmarski zaistniał jako artysta, który opisał swój czas, ale i żywo ten czas ukształtował.

Zawsze jednak będzie też grupa miłośników – mniej lub bardziej liczna, zależnie od przemiennych mód i koniunktur – którzy sięgną głębiej. Którym nie wystarczy etykieta „pieśniarza politycznego”, „barda Solidarności”, „autora Murów”. Będą Ci, dla których słowa Jacka, brzmienie Jego gitary i głosu będą niosły treści prawdziwe, uniwersalne, egzystencjalne – tak, jak pisał i śpiewał Jacek. Tak jak chciał, by go odbierano. Właśnie po to, by grupa ta była zawsze jak najliczniejsza, powstał Festiwal „Nadzieja”, bo „trzeba wciąż żywić nadzieję jakąś, wbrew sobie – sobą żywić ją trzeba”.

© Fundacja JK 2007